O celtyckiej dwoistości i (po)mroczności… III

an Aoine, an 26ú lá d’Aibreán 2013

Kontynuujemy temat z części pierwszej i drugiej.

To, czego próbowali i o czym marzyli Cezar i Kaligula, w rzeczywistość zamienił wreszcie następca tego ostatniego, Klaudiusz. Odnoszę wrażenie, że to jeden z bardziej trzeźwo myślących i postępowych cezarów.

Dla niniejszych rozważań ważny jest głównie z dwóch powodów, do których dojdziemy poniżej. Pierwszy powód jest bardziej szczegółowy.

* * *

W roku 43 naszej ery namiestnikiem Imperium w Brytanii został niejaki Aulus Plaucjusz, jeden z dwóch szczególnie ulubionych generałów cesarza. Plaucjusz piastował swój urząd jakieś cztery lata i odniósł w tym czasie szereg sukcesów militarnych. To jemu Klaudiusz zawdzięcza przydomek: „zdobywca Brytanii”.

Drugi cesarski pupil i namiestnik (w latach 59-61), o którym nam wiadomo, to Swetoniusz Paulinus. Ten służył zarówno Klaudiuszowi, jak i Neronowi.

Film „Ofiary druidów” pokazywał, jak lądując na ziemiach Brytów, wyprawa Swetoniusza poruszała się z początku dosyć niepewnie w zielonym gąszczu, gdzie za każdym drzewem zdawała się czekać zasadzka, a każdy krzak miał oczy. Celtowie robili, co mogli, żeby uprzykrzyć Rzymianom marsz przez swoje terytorium.

Legioniści byli wszyscy co do jednego zahartowanymi w bojach, prawdziwymi mężczyznami, którzy niejedno w życiu widzieli. Zapuszczając się coraz głębiej w celtyckie lasy, słyszeli w oddali krzyki mężczyzn i kobiet składanych przez druidów w ofierze na pohybel najeźdźcom. Słyszeli to i mieli gęsią skórkę… Przynajmniej tak to oddaje biograf Klaudiusza, historyk Tacyt. Jego zapiski jeszcze się nam w tej części przysłużą.

* * *

Za namiestnikowskich rządów Swetoniusza, Rzymianie zajęli obszar aż do Morza Irlandzkiego. Dla rzymskiej sprawy w regionie zasłużył się też niejaki Wespazjan, jeden z generałów Nerona, późniejszy cesarz i budowniczy Koloseum.

Wespazjan skończył to, co zaczął Swetoniusz. Ci dwaj dowódcy w krótkim czasie opanowali całą południową Brytanię. Swetoniusz zajął się wschodem i południem, a Wespazjan zachodem, aż do granicy z Walią.

I chociaż Swetoniusz musiał na krótko przerwać swoją część podbojów (mieszkający na wschodnich krańcach Icenowie pod wodzą charyzmatycznej królowej Boudiki stawili mu w latach 60-61 zacięty opór), nie zmieniło to ostatecznego wyniku kampanii.

* * *

Rzymski świat wytyczały precyzyjne granice. Dosłownym, geograficznym jego końcem była Irlandia, nazywana wtedy Hibernią. Koniec metaforyczny, duchowy, znajdował się zaś na dzisiejszej wyspie Anglesey, nieco na północny zachód od Walii.

W tamtych czasach miejsce to nazywano Mona. Znajdowała się tam największa i najważniejsza szkoła kształcąca kolejne pokolenia druidów. Wykonawszy brudną robotę na południu i wschodzie, Swetoniusz dziarsko ruszył wzdłuż walijskiej granicy na Monę. Rzymianie od dawna wiedzieli, iż druidzi są sercem celtyckiego świata i bez nich wodzowie będą bardziej skłonni do współpracy.

Droga legionistów wiodła przez dzisiejsze hrabstwo Cheshire. To właśnie tam, podczas zbierania torfu w sierpniu 1984 roku, dokonano jednego z najdonioślejszych odkryć w historii badań nad Celtami…

Chodzi o doskonale zakonserwowane ciało jednego z moich braci, złożonego w ofierze prawdopodobnie na przełomie wieków, w omawianym przez nas okresie wzmożonej ekspansji Rzymian. Naukowcy nazwali go Człowiekiem z Lindow. I chociaż do naszych czasów przetrwała w zasadzie tylko jego górna połowa, i tak wysunięto kilka daleko idących wniosków.

Sądząc po ozdobach na ramionach i szyi, owy Celt był arystokratą. Skoro przeznaczono bogom kogoś o tak wysokiej pozycji, sama ofiara musiała być większa niż zazwyczaj. Sposób jej dokonania wyraźnie pokazuje nam, że druidzi musieli już być trochę zdesperowani. Oględziny głowy ofiary wskazują bowiem na to, iż w grę wchodzi potrójne morderstwo.

Jako że temat zahacza już tutaj o symbolikę, zajmiemy się tym (i paroma innymi rzeczami) w następnych dwóch częściach cyklu. Przedostatniej i ostatniej. Teraz wróćmy jeszcze na chwilę do Swetoniusza i jego ludzi…

* * *

Wyspę Anglesey oddziela od stałego lądu cieśnina Menai. Kiedy Rzymianie po forsownym marszu w końcu nad nią dotarli, oczom ich ukazało się, według Tacyta, coś takiego:

Wielkie jezioro otoczone wzgórzami. Pośrodku tego jeziora wyspa. Na wyspie spory celtycki tłum obojga płci, w różnym wieku. Siwowłosi druidzi i wodzowie z wymalowanymi twarzami na czele. Kobiety z rozwianymi włosami, obnażonymi zębami (i piersiami). Wszyscy trzymają w rękach pochodnie. Miotają w kierunku najeźdźców klątwy i przekleństwa. Obie strony na razie oddziela cieśnina, tylko parę kroków.

Po wstępnej wymianie „uprzejmości” zapada cisza jak makiem zasiał. Rzymianie i Celtowie mierzą się wzrokiem. Legioniści Swetoniusza są na początku oszołomieni. Wydaję się im, iż nagle przekroczyli bramę wiodącą do świata duchów. Trudno im się dziwić. Klątwy druidów wraz z okrzykami kobiet i mężczyzn odbijają się echem od otaczających wzgórz. Niebo zachmurzone, po ziemi snują się pasma mgły. Wydaje się, jakby nawet Czas wstrzymał bieg na tych parę długich jak wieczność chwil. W końcu, żelazna dyscyplina robi swoje. Czar pryska i Rzymianie zdecydowanie przekraczają cieśninę…

Określenie: „krwawa łaźnia” najlepiej pasuje do scen, jakie rozegrały się potem na Monie. Po długiej i zaciętej walce wysłannicy cesarza zwyciężyli. Zarżnięto wszystkich Celtów na wyspie, nikt nie uszedł z życiem. Spośród legionistów też niewielu wróciło do domów.

Teraz już nic Imperium nie zagrażało. Tajemnicza i magiczna, choć kontrowersyjna zarazem religia druidów, która przetrwała ponad 1000 lat…przestała istnieć w ciągu zaledwie doby.

Historia jednak upomniała się o swoje. W latach 1940-1941, w czasie budowy bazy RAF na Anglesey, odkopano szczątki poległych w tamtej celtycko-rzymskiej bitwie…

* * *

Na koniec, drugi powód, dla którego cesarz Klaudiusz zajmuje tak prominentną pozycję w tej części… 

Jednym z marzeń Imperatora było „przewietrzenie” skostniałego Senatu. Do jego czasów było to bowiem dosyć hermetyczne środowisko, złożone z samych patrycjuszy, czyli najbogatszych i najbardziej wpływowych Rzymian. To, co zrobił Klaudiusz, można śmiało określić mianem rewolucji. 

Wprowadził do senackich ław przedstawicieli podbitych prowincji: Grecji i Hiszpanii, a także Celtów z Galii i Brytanii. W odniesieniu do tych dwóch ostatnich miał podobno stwierdzić: „Barbarzyńcy już są z nami związani więzami małżeństwa. Władza i pieniądze zaś zwiążą ich z Rzymem jeszcze ściślej, tak, iż rychło porzucą wszelką myśl o buncie…”.

* * *

Ciąg dalszy nastąpi… 

SLAINTE! 

Posted on 26 kwietnia 2013, in O celtyckiej (po)mroczności. Bookmark the permalink. 6 Komentarzy.

  1. szczur z loch ness

    Przyznam, że zaskoczyłeś mnie kompletnie Piotrze zwany Celtem, bo z encyklopedycznej wiedzy czerpiąc, jakiś mentalny wątek prowadzisz, analizując – co, kto i dlaczego. I chwała Ci za to, bo blogi o tym co było na obiad i tematach pokrewnych najzwyczajniej nużą, a przynajmniej mnie ale jest szczęśliwie kilku autorów z tzw. klimatem, do których Twoje teksty zaliczam.
    Punk’s not dead róbmy swoje 🙂 Ty masz Celtów, ja mam grajki punk, Allejuja i do przodu :-))))
    Pozdrawiam z krainy Loch Ness

    • Jeżeli potrafisz nadal zaskakiwać swoimi notkami kogoś, kto towarzyszy ci już nie od dzisiaj, to znaczy, że naprawdę warto pisać… Warto robić to, co robisz 🙂

      Dzięki… 🙂

  2. To ja z tej pomroczności zapraszam do mnie na trochę słońca 😉
    Mimo że temat nie w moim klimacie, to przyznaję jak zwykle, że opowiadać ciekawie to Ty umiesz, bez dwóch zdań 😀

    • Wiem Kochana, że choć lubisz Celtów, obecny temat Ci się nie podoba. Jest jednak konieczny, jeśli chcę pisać zgodnie z prawdą, a także wyjaśnić pewne wątpliwości, jakie co niektórzy mają… 🙂

  3. Podpisuję się pod zdaniem mieszkańca Loch Ness na temat Twojego bloga.
    Z tego też powodu i ja do Ciebie zaglądam.
    Tak trzymaj Celcie Petrusie 🙂

Rozmowy pod Wielkim Dębem...

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.