Category Archives: Powrót do korzeni

Powrót do korzeni. Część 9 (oraz pewne myśli).

Dla porządku: poprzednia część.

Słyszycie jakąś piosenkę raz w życiu. Nie znacie jej tytułu ani nawet wykonawcy. Sprawdzić też nie ma jak, bo macie ledwie 11 lat, a Internet dopiero raczkuje. Mimo to piosenka zapada Wam głęboko w pamięć. 

Mijają lata i nagle wraca do Was piosenka, którą pamiętacie z dzieciństwa – a wraz z nią całą fala wspomnień. Czy Wy też tak macie? 

W jednej z poprzednich części tego cyklu wspomniałem o jednym z najukochańszych seriali mojego dzieciństwa: “Power Rangers”. Do dzisiaj lubię sobie obejrzeć starsze odcinki i sezony. Z tymi nowszymi jednak tak różnie jestem na bieżąco. 

Muzykę do sześciu pierwszych, a także kilku dalszych, sezonów “Power Rangers” (próbka tutaj) skomponował niejaki Ron Wasserman. Do jednego utworu zaangażował swoją żonę, wokalistkę Kathleen Fisher

Owa piosenka już zawsze będzie mi się kojarzyć z Amy Jo Johnson – pierwszą Różową Wojowniczką i obiektem dziecięcych westchnień połowy męskiej widowni serialu (w tym i moich). Zresztą, sami popatrzcie i posłuchajcie w całości… 

* * *

Do kategorii utworów gdzieś, kiedyś usłyszanych, a przez lata nieznanych, należą również te piosenki: 1, 2, 3, 4. Pierwsze trzy usłyszałem w Stanach w latach 90-tych.

Nie pamiętam, czy już o tym pisałem w tej serii, ale piosenka „Drive” zespołu The Cars już zawsze kojarzyć mi się będzie z wieczorną jazdą na autostradzie i widokiem rozświetlonego Downtown (śródmieścia) Chicago w oddali, niczym kamienie szlachetne w jakiejś drogiej koronie.

Piosenka numer 4 utkwiła mi w głowie już tu w Polsce, kiedy pewnego poranka przygotowywałem się do szkoły. Nagle usłyszałem ją w radiu, nie wiedziałem kto ani jaki tytuł, ale wiedziałem, że muszę ją jakoś znaleźć. Udało się i tak w wieku 14 lat zostałem wiernym fanem talentu i głosu Annie Lennox oraz Jej twórczości solowej i współpracy z Davem Stewartem pod szyldem Eurythmics.

* * *

Kolejną taką piosenką, która dopiero w ostatnim czasie wróciła do mnie po latach, znajdziecie tutaj. Podobnie, jak w pierwszym przypadku – usłyszana pierwszy raz w latach 90-tych w USA, więc budzi całą masę wspomnień. 

Nie znałem tytułu ani wykonawcy, dowiedziałem się dopiero jakiś czas temu. Kiedy teraz wsłuchuję się w tekst, jakoś szczególnie mocno fascynuje mnie fragment z refrenu, dotyczącego tytułowej Sary: “Storms are blowin’ in your eyes” (“W Twoich oczach szaleje burza…”). 

* * *

Czasami jeszcze chciałbym spotkać dziewczynę, w której oczach szaleje burza. Może nawet dać się tej burzy porwać znowu, po raz trzeci i ostatni już?

Z jednej strony, mam coraz większe przeczucie, że może wcale nie tędy droga. Jak wspomniałem w notce noworocznej, wyjątkowo mocno ciągnie mnie do Boga, Który od dziecka i tak zawsze Był i Jest mi bliski.

A z drugiej…z drugiej strony jest pewna Dziewczyna. Dziewczyna, do której myśli moje stale, od lat wracają. Na pewno nie jest ani nie będzie mi nigdy obojętna. Nigdy wcześniej z taką pewnością i takim spokojem nie czułem, że Ona jest jedyną, z którą mógłbym i chciałbym być. Ale raczej nie ma szans na związek (chyba, że da się cofnąć czas…) i zapewne pozostaniemy tylko (albo AŻ) przyjaciółmi.

Wiem, że to brzmi jak jakieś „Ptaki ciernistych krzewów”, gdzie faceta ciągnie raz do Boga, a raz do dziewczyny. Ale ja dokładnie tak mam od dłuższego czasu.