O przodku Don Kichota i państwie Galatów…

an Aoine, an 20ú  de Mheán Fómhair 2013

Zapraszam Was dzisiaj Kochani na dalszy ciąg zdarzeń opisanych TUTAJ 🙂

Po serii klęsk, jakich doznali z rąk przeciwników, macedońscy stratedzy nareszcie poznali się na celtyckich sposobach prowadzenia wojny i czym prędzej tę wiedzę wykorzystali. Pod koniec „Stosunków…” wspomniałem, że siły Celtów zostały podstępem rozbite pod Lizymachią na Półwyspie Gallipoli. Owy fortel był genialny w swej prostocie.

Moich braci nie można było pokonać za dnia, owładniętych bitewnym szałem. Należało ich zaskoczyć we śnie. Macedończycy zwabili zatem agresorów na dogodny dla siebie teren i poczekali do zachodu słońca. Nocna szarża prowadzona przez Antygona Gonatasa kompletnie wytrąciła zaspanych Celtów z równowagi. Chociaż dzielnie stawili opór, z tej krwawej jatki uszły żywcem tylko trzy plemiona.

Do zwycięstwa Antygona przyczynili się wtedy celtyccy najemnicy. Nie pierwszy to raz, gdy Celt walczył przeciwko swoim, ani nie ostatni.

* * *

Starożytne źródła nie są zgodne, skąd się wzięli cudem ocaleni spod Lizymachii Tektosagowie, Trocmii* i Tolistoagowie. Nasz znajomy geograf Strabon potwierdza jedynie, że to pierwsze plemię pochodziło z okolic dzisiejszej Tuluzy. Do podjęcia tak dalekiej wędrówki mogło ich skłonić przeludnienie panujące w rodzinnych stronach. Wikipedia zaś podaje imiona wodzów dwóch spośród tych plemion: Lutarius i Lonnorius.

Najpewniej byli wśród tych obecnych pod Delfami. Uchodząc z Macedonii po masakrze, na przełomie lat 277 / 276 przed naszą erą, nasi bohaterowie przekroczyli Cieśninę Dardanelską i po raz pierwszy pojawili się w Azji Mniejszej (czyli dzisiejszej Turcji). Tam już czekała na nich kolejna przygoda…

* * *

Pomimo formalnego końca wojen między doradcami Aleksandra Wielkiego o schedę po nim, wciąż nie brakowało osób chcących wykroić dla siebie choćby niewielką część rozległego niegdyś imperium. Do takich oportunistów zaliczał się Nikomedes.

Był to zubożały arystokrata i „błędny rycerz” pochodzący z Bitynii. Miał wielkie i jasno sprecyzowane plany, których wszakże nie mógł zrealizować samodzielnie. Namówił więc celtyckich wodzów, aby walczyli dla niego przeciwko Antiochowi I (synowi jednego z generałów Aleksandra), który rościł sobie prawo do zwierzchnictwa nad całą Azją oraz Azją Mniejszą. Moi bracia nie mogliby chyba prosić o lepsze zaproszenie do nieznanego im świata…

W służbie szlachcica spędzili dwa lata, włócząc się niby Sancho Pansa za Don Kichotem. Solidnie zapracowali sobie na miano największego koszmaru zachodniej Turcji. Palili, gwałcili, mordowali i dbali o to, aby okoliczne wino nie poszło na marne 😉

W 275 r. p.n.e., siedzący po uszy w kłopotach Antioch wreszcie się nimi zajął. Specjalnie po to sprowadził z Indii szesnaście słoni. Pierwsze spotkanie z tymi zwierzętami tak moich braci przeraziło, że zwyczajnie uciekli w siną dal! Właśnie wtedy Antioch zyskał przydomek: Soter, czyli „Zbawca”

Koniec końców Nikomedes dostał własne królestwo. Jego dawni najemnicy nie zostali jednak zniszczeni. Nie było to na rękę ani jemu, ani azjatyckiemu władcy.

* * *

Świeżo upieczony król Bitynii zaradził sytuacji, ofiarując Celtom tę część Anatolii na południowy-wschód od swoich granic: region wokół Ankary. Tak powstała Galacja, zwana czasami Gallo-Grecją. Król miał Celtów z głowy, a oni ochraniali go przed dzikimi Frygijczykami.

Świadomość państwowości nie uleczyła bynajmniej celtyckiej „choroby niespokojnych nóg”, ani nie zapobiegła wewnętrznym waśniom. Barwnie odziani wojowie z włosami wymodelowanymi wapnem nadal włóczyli się po całej okolicy, zakłócając komunikację na szlaku łączącym Morze Egejskie z Morzem Czarnym. Za bierność żądali jak zawsze sowitego okupu. Haracze regularnie płaciło Bizancjum (współczesny Stambuł) – już wtedy bogate i wpływowe miasto, dla którego obie cieśniny miały żywotne znaczenie.

Tymczasem nad Bosfor przybywały znad Dunaju kolejne plemiona, ciekawe, jak się pobratymcom żyje na Wschodzie…

* * *

Każde z trzech plemion objęło zarząd nad jedną prowincją nowego państwa: Trocmii na wschodzie, Tolistoagowie na zachodzie, a Tektosagowie pośrodku. Każdą prowincję podzielili z kolei na cztery części, a każdą ćwiartkę nadzorował urzędnik, zwany przez Strabona tetrarchą.

Tetrarsze podlegał sędzia, naczelnik wojskowy oraz dwóch pomniejszych dowódców. Odpowiadali oni przed 300-osobowym zgromadzeniem reprezentującym całe państwo, a zwoływanym regularnie w miejscu zwanym Drunemetonem.

Historycy i językoznawcy długo głowili się nad znaczeniem tej nazwy. Odpowiedź znaleźli w latach 70-tych XX wieku. Znane Galom i Wyspiarzom nemeton (uświęcone, spokojne miejsce) bliskie było greckiemu słowu: „temenos” – pierwotnemu określeniu świątyni, gdzie sędziowie ogłaszali wyroki a kapłani składali ofiary. Pochodzenie przedimka dru- wyjaśnili zaś Pliniusz [z tekstu nie wynika, czy chodzi o Starszego, czy o Młodszego] i inni współcześni mu historycy, łącząc go z greckim słowem drus („dąb”). Wiadomo bowiem, iż grecki i celtycki to języki indoeuropejskie pochodzące z tego samego pnia.

Drunemeton był zatem zarówno miejscem kultu, jak i odpoczynku. Przeto sam parlament zwoływany w takim dębowym zagajniku musiał być uważany za namaszczony przez bogów. Tym bardziej, że funkcjonował on w Galacji między innymi jako Sąd Najwyższy. Sprawiedliwość zaś prawie zawsze stanowiona jest w imieniu jakiejś siły wyższej – nieważne bóstwa, króla czy ludu.

Zebrani w Drunemetonie rozpatrywali jedynie najcięższe przestępstwa. Od wyroków (z karą śmierci włącznie) nie było odwołania. Egzekwowaniem prawa na co dzień i wykroczeniami mniejszego kalibru zajmowali się tetrarchowie oraz sędziowie.

* * *

Nie wiemy, gdzie dokładnie znajdowała się stolica Galacji. Strabon wspomina jedynie o łańcuchu ufortyfikowanych miast – siedzib tetrarchów. Najpotężniejszym z nich była Ankyra, zbudowana na miejscu dzisiejszej tureckiej stolicy, u podnóża największego wzgórza w całej okolicy. Studenci archeologii odkryli jej pozostałości już kilkadziesiąt lat temu.

* * *

Na zakończenie godzi się jeszcze napisać o RELIGIJNEJ stolicy tego państwa. Tutaj grecki geograf posiada nieco więcej informacji.

Według niego, chodzi o świątynne miasto Pesynunt. Jego przypuszczenia potwierdza belgijska misja badawcza, prowadząca tam wykopaliska od 1967. Od niepamiętnych czasów było to, ze względów religijnych i handlowych, najważniejsze miejsce w całym regionie. Centrum kultu bogini-matki Kybele i Jej oblubieńca Attisa. Czcili ją i Rzymianie i Galatowie (ci drudzy znali ją pod jej lokalnym mianem: Agdistis).

W roku 166 p.n.e., Celtowie siłą wdarli się na teren jej świątyni. Nie byli bynajmniej oczarowani czarnym kamieniem tej bogini (prawdopodobnie meteorytem); posiadali za to doskonały zmysł polityczny. Być panem świątyni „Wielkiej Matki” znaczyło mieć pierwszeństwo i prestiż wśród mieszkańców Azji Mniejszej. Łatwiej w ten sposób osiągnąć własne cele.

* * *

To wszystko na teraz. W tym temacie zostało jeszcze coś do opowiedzenia, zatem ciąg dalszy być może nastąpi… 🙂

=====================================================================================

* Użyłem tutaj anglojęzycznej nazwy tego plemienia. Polskiego odpowiednika niestety nie znalazłem.

Posted on 20 września 2013, in Ceilteach, Historia. Bookmark the permalink. 14 Komentarzy.

  1. szczur z loch ness

    Trocmii – sprawa jest skomplikowana, a zarazem prosta. Coż oznacza to słowo trudno dociec, w każdym razie współcześnie to nazwisko, wcale nie takie rzadkie, bo nosi je wiele tysięcy osób. Pewnie nazwisko to pochodzi od nazwy plemienia. Jaki jest rozkład geograficzny takich osób nie sprawdzałem, w każdym razie żadna z nich nie mieszka w Polsce.
    Pozdrawiam z Krainy Loch Ness 🙂

  2. Chyba jednak powinnam Ci mówić – Panie Profesorze ; ) Z każdą notką Twoja pasja uwidacznia się dla mnie jeszcze bardziej : )

  3. Mnie zainteresował Drunemeton, czy też Nemeton – jak zwał, tak zwał. 🙂 Wiele historycznych plemion, a już na pewno Celtowie, składało hołd drzewom. Traktowali je jako symbol płodności, upatrywali w nim oś świata, centrum komunikacji z bogami oraz przykład nieustannie odradzającego się wszechświata. Dlaczego o tym piszę?
    Jedyne co jest pewne w świecie, to nic nie jest wieczne, ale wszystko co żyje, ma zakodowane, by przekazać życie dalej. W ten sposób odkrywamy mądrość starożytnych. To dlatego „pytali się drzew, co mają czynić.”

    • Oj tak – drzewa były dla Celtów i praktycznie wszystkich innych kultur, szalenie ważne.

      Celtycki horoskop oparty jest na drzewach. Drzewa były uważane za łącznik między Niebem, Ziemią i światem podziemnym.

      Zresztą o drzewach będzie tu u mnie co nieco, ale to już w przyszłym roku.

      Dzięki za odwiedziny 🙂

      • To ja chyba też mam korzenie celtyckie, bo często swojej brzozy pytam o radę. A ona mi zawsze mądrze odpowiada i szumi tak jak ja lubię.:-))
        Kiedy następna część???

        • Ta część „dopadła” mnie tak znienacka w sumie…nie jestem Ci w stanie powiedzieć kiedy będzie następna, ale będzie na pewno.

          A z tymi korzeniami to wszystko możliwe Stokrotko, wszystko możliwe 🙂

  4. Ech rozumiem biednych Celtów, mnie też najłatwiej pokonać,kiedy śpię xD
    A poza tym – respect. Kolejna solidna notka, kronikarzu 🙂

  5. Przyznaję szczerze, że bardzo mało wiem na ten temat. Dzięki

  6. A ktoś jakieś badania prowadził jak wiele tej celtyckiej krwi jest w dzisiejszych Anatolii mieszkańcach?:)
    Kłaniam nisko:)

Rozmowy pod Wielkim Dębem...

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.