12/30/31/52

an Mháirt, an 23ú lá d’Eanáir 2018

Na przełomie grudnia i stycznia ludzie przeważnie mają skłonność do robienia wszelkiego rodzaju podsumowań lub planów, mniej lub bardziej dokładnych. Jeżeli miniony rok szczególnie mocno dał się nam we znaki, zarzekamy się na wszelkie świętości, że ten kolejny będzie zdecydowanie lepszy. Zaklinamy rzeczywistość, byle tylko zostawić zeszłoroczne kłopoty w zeszłym roku właśnie. W Sylwestra jesteśmy pełni chęci do zmian, energii i nadziei.

Bardzo często okazuje się, że to „słomiany zapał”. Bo chcemy, żeby zmiany, żeby ta cała dobroć i „lepszość” Nowego Roku nastąpiła już od pierwszego dnia. To zupełnie naturalne podejście, ale też całkowicie odrealnione.

Problem polega na tym, że ograniczamy czas zmian do pierwszych kilku dni, do pierwszych dwóch tygodni, najdalej do pierwszego miesiąca Nowego Roku. Kiedy zaś te zmiany jakoś nie następują, lub następują naszym zdaniem zbyt wolno, albo nie dokładnie tak, jakbyśmy chcieli…cały nasz entuzjazm i sylwestrowy Pozytyw nagle gdzieś pryska. Tracimy nadzieję na zmiany i motywację do ich wprowadzania. Bo zmiany, na które zawsze mamy nadzieję, zaczynają się przede wszystkim OD NAS i W NAS SAMYCH!

Spodziewamy się zawsze, mniej lub bardziej świadomie, że kiedy rok zmieni cyferkę, to automatycznie pociągnie za sobą wszelkie inne zmiany. Bo MY tego pragniemy i ciągle o tym myślimy. To jest właśnie owo zaklinanie rzeczywistości. Z własnego doświadczenia wiem, że myśli POTRAFIĄ niekiedy faktycznie kreować naszą rzeczywistość, dlatego trzeba bardzo uważać na własne myśli.

Ale okazuje się, że na takie zmiany, jakich chcemy, trzeba POCZEKAĆ. Bo wszystko musi przyjść we właściwym czasie. Na zmiany trzeba ZAPRACOWAĆ. A to oznacza: włożyć trochę wysiłku.

I tu dopada nas „czarna rozpacz”, ogarnia zniechęcenie. Wściekamy się na siebie i na rzeczywistość, że ten Nowy Rok wcale nie jest taki cudowny. Przecież miał być całkiem inny. A tu nic się nie dzieje, albo nie dzieje się tak, jak sobie to wyobrażaliśmy. Zaczynamy szukać wymówek, byle tylko nie wcielać naszych planów w życie – brak czasu, brak chęci, brak pieniędzy, nawał pracy…

Nasza odwaga i sylwestrowy POWER gdzieś się nagle ulatniają i patrzymy tylko z peronu, jak inni bez wahania wsiadają do naszego „pociągu noworocznego” – że użyję kolejowej metafory Igomamy.

I teraz pewnie zaskoczę większość z Was. Tych „pociągów noworocznych” jest WIĘCEJ NIŻ JEDEN!

Popatrzmy na kalendarz trochę inaczej niż zwykle. Rok dzieli się na 12 miesięcy, a każdy miesiąc może być początkiem jakiejś wspaniałej zmiany, czegoś nowego, niespodziewanego i pięknego.  Na stacji naszego życia czeka na nas zawsze aż DWANAŚCIE wygodnych, luksusowych pociągów, do których możemy wsiąść i popędzić w kierunku zmian! A to, czy tak zrobimy, zależy wyłącznie od nas. Nigdy nie jest za późno na nowości, na zmiany, nawet na kontynuację czegoś, co dawno temu z różnych powodów zarzuciliśmy.

Rok dzieli się na 12 miesięcy, a każdy miesiąc dzieli się na 30 lub 31 dni (z wyjątkiem lutego i lat przestępnych). Wszystko to razem składa się na 52 tygodnie w roku. Myśleliśmy, że pociąg noworoczny jest tylko jeden. Potem okazało się, że jest ich dwanaście, a teraz znowu widzimy, że takim „pociągiem” do zmian może być KAŻDY JEDEN DZIEŃ W ROKU!

Wszystko zależy od naszego własnego podejścia oraz konsekwencji, jeśli już faktycznie zdecydujemy się na działanie. Na zmiany NIGDY nie jest za późno! Szczerze w to wierzę. Tylko jak już zaczniemy je realizować, musimy się ich trzymać! Inaczej naprawdę nic z tego nie wyjdzie.

Zmiany możemy zacząć nawet w grudniu, jeśli tak sobie postanowimy. Absolutnie wszakże nie namawiam do tego, by odkładać zmiany na później, ani czekać aż do końca roku z czymś, co może nas ubogacić znacznie wcześniej. Prokrastynacja (trudne dla przeciętnego Celta słowo 😉 ) jest naprawdę jedną z najgorszych możliwych opcji. Co masz zrobić jutro, postaraj się chociaż zrobić dzisiaj – jeśli nie dla osiągnięcia założonego celu, to przynajmniej dla własnego „świętego spokoju”.

Ograniczając czas upragnionych zmian do pewnego krótkiego przedziału, ograniczamy tylko siebie, swoje marzenia i możliwości… Po co się ograniczać, skoro możemy wyznaczać sobie małe cele, które krok po kroku będą nas prowadzić do większych i jeszcze większych?

Powyższy tekst zainspirowała ta notka Igomamy 🙂

* * *

Kolejny wpis powinien się pojawić tutaj 6-7 lutego. Muszę przygotować parę rzeczy. Cierpliwości. 

Posted on 23 stycznia 2018, in Smaointe. Bookmark the permalink. 41 Komentarzy.

  1. Właśnie dlatego, żeby potem nie mieć wyrzutów sumienia, żeby nie przeżywać, że znowu nie podołałam, dlatego nie planuję, nie robię postanowień, bowiem z autopsji wiem, że większość postanowień legło w gruzach.
    Serdecznie pozdrawiam

  2. Szczera notka. Dobrze, że moje postanowienia idą ze mną z roku na rok (a co się ograniczać tylko do jednego roku ;)).

  3. Na tapecie komputera mam zrobioną przez siebie grafikę – czarne tło i biały napis „Dziś zrób to czego Ci się nie chce, a jutro będziesz miała to czego pragniesz”. Motywuje do działania bez względu na datę;)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

  4. Nie robię od dawna postanowień, aby się nie dołować, gdy coś nie wyjdzie i tym większa radość, jeśli uda sie coś nieplanowanego:-)

  5. Dziękuję, dziękuję, dziękuję za ten mądry tekst.
    Niektóre Twoje zdania przydałoby się przepisać, wytłuścić i na lodówkę wrzucić. Szczerze!
    Bardzo mi pomogłeś. Szalenie motywujący post.
    Dodaje siły i nadziei…

    Ps. A tak w ogóle to pięknie dziękuję za wspomnienie (i podlinkowanie) mojej notatki. 🙂

  6. Mam zupełnie inne podejście do sprawy, w ogóle niczego nie dzielę na cząstki. Raz na pewien czas wypisuję sobie rzeczy do zrobienia, i kolejno wykreślam. Jak tylko kilka zostaje wpisuję nowe i tak na okrągło. Ale do tego trzeba mieć – nieskromnie powiem – moją dyscyplinę. Tak jak zauważyłeś Celcie z terminami nowych moich notek. jeżeli sobie coś ogólnie postanowię, to nie ma siły, aby mnie z tej drogi coś ściągnęło.
    Mam oczywiście przewagę nad wieloma ludźmi, że nie muszę dawać sobie zobowiązań typu rzucanie palenia, zaprzestania picia alkoholu, niebrania narkotyków czy odchudzania się, bo jestem szczupły. Ale to, że ja nie mam tych przypadłości, to znowu powiem nieskromnie, jest wynikiem mojego charakteru. Życzę Ci takiej samej konsekwencji, nie oglądając się na to, czy miesiąc ma 31 czy 29 dni 😀

    • Wniosłeś teraz do mojej notki coś, o czym sam nie wspomniałem, a co jest równie ważne przy wszelkich czynnościach i postanowieniach – dyscyplina. Czasami musimy się naprawdę mocno zmuszać do tego, żeby coś zrobić…

      A kalendarza użyłem tutaj dla lepszego zobrazowania tego, jak wiele czasu na zmiany rzeczywiście posiadamy 🙂

      I owszem – już nieraz przekonałem się, jak bardzo jesteś niewzruszony i konsekwentny kiedy coś sobie postanowisz 🙂

      A co do wykonywania tych postanowień – każdy ma swoją metodę 🙂

  7. Klik dobry:)
    Dla mnie kalendarz, to tylko umowne daty, które nie wyznaczają żadnych nowych działań. W tzw. przełomowych dniach nie czynię żadnych „przełomów”. Te są u mnie wyznaczane przez wydarzenia życiowe.

    Pozdrawiam serdecznie.

  8. Ja mam jakoś inne odczucia co do planowania. To Krzysiek planuje, rozpisuje, kombinuje (a i tak o wielu rzeczach zapomina 🙂 i muszę mu przypomnieć). Ja zawsze wolałam iść na żywioł – ale nie w sensie bylejakości, że potem jakiś groch z kapustą z tego wychodzi. Z każdym dniem zmierzam się tak, jakby miał być moim ostatnim i staram się robić wszystko najlepiej, jak mogę (mam na myśli nie tylko pracę, ale też odpoczynek i czas z bliskimi :)) – takie podejście bardziej do mnie pasuje, niż gdybanie, co zrobię za miesiąc czy pół roku 🙂 I tak kroczek po kroczku od stycznia do grudnia, a potem od nowa… Nigdy nie lubiłam wielkich zmian i noworocznych postanowień 😉
    Dobra muza w tle i można wszystko zdziałać 🙂 Besos!

    • Też o tym właśnie piszę – małe cele, które prowadzą do większych. I to jest też dobre podejście – każdy dzień wykorzystywać na maksa, wszystko robić jak najlepiej. Nie wszystko też da się zaplanować, więc niekiedy dobrze po prostu iść na żywioł 😉

  9. Nie miałam i nie mam skłonności ani do robienia końcoworocznych podsumowań, ani do noworocznych postanowień. Nie miewam nawet „sylwestrowego powera”, bo 31 grudnia i 1 stycznia to taka sama data, jak każda inna. Znam bardziej godne uwiecznienia, zarówno radosne, jak i bolesne. Nie rozumiem nawet, co właściwie ludzie świętują i dlaczego tak hucznie. Nie spodziewam się niczego dobrego po nowym roku tak samo jak po wiośnie czy po lecie i tylko dlatego, że nie mam szans na takie zmiany, jakich bym pragnęła i jakie są mi potrzebne (i wcale nie z powodu prokrastynacji). Gdyby zaś pojawiły się takowe na horyzoncie, nie wiązałabym tego z żadną datą.

    • Nie wiedziałem, że masz inny nick, Moja Droga 🙂 To trochę smutne, co piszesz, bo Dobra należy spodziewać się zawsze. Trzeba mieć nadzieję i chociaż starać się mieć nadzieję 🙂

      • Nie mam innego nicka. Kiedyś, w przypływie rozpaczy, chciałam założyć blog, którego nikt nie będzie czytał, na którym będę mogła dać upust swoim frustracjom, żeby gdzieś to wszystko z siebie wyrzucić, „wyrzygać duszę”, terapeutycznie, dla siebie, nie narażając przy tym czytelników na czytanie tego. Z tego powodu spróbowałam gdzie indziej – na WordPressie, nazwałam go roboczo „wyrzygnik”. Ale nic więcej tam nie zrobiłam, bo to dziwna platforma i wszystko po angielsku, więc skasowałam to i porzuciłam pomysł. Nie wiem, dlaczego mnie tu „zalogowało” w ten sposób. Dopiero teraz zauważyłam. Co gorsza, nie mam żadnej strony, a to gówno nie chce mnie wypuścić – nie mam pojęcia, jak zlikwidować swoje konto.
        A co do meritum – nadziei na lepsze jutro nie mam już dawno, ponieważ była uprzejma umrzeć. Jestem realistką i wiem, że co się stało, to się nie odstanie, a co nie stało się do tej pory, bo jest niemożliwe, nie stanie się możliwe również w przyszłości. Po prostu nie są to rzeczy, na które mam jakikolwiek wpływ.

        • Szkoda, że porzuciłaś pomysł. Dobrze czasem mieć miejsce, gdzie można wszystko wyrzucić…

          Co do nicka, zauważyłem, że WordPress czasami loguje na stare nicki, których się kiedyś tu używało. Konto jako takie założyłaś z blogiem i tego można skasować kiedy chcesz, ale z nickami to nie wiem.

          Co do tego, że nie masz nadziei…trudno bez niej żyć, ale nigdy nie można jej porzucać tak zupełnie i całkowicie. Wszystko to, na co masz nadzieję, może się ziścić, o ile cokolwiek w tym kierunku robimy. Bo szczęściu trzeba czasem pomóc, nie można tylko czekać bezczynnie Kochana Frau. Wszystko na co masz nadzieję, może się się ziścić póki żyjesz…

        • Nieprawda, Celcie.
          Na przykład nie wrócą do niebytu dzieci, które nie powinny były się urodzić.
          Na przykład nie ożyją zmarli.
          Na przykład nie odrosną amputowane kończyny.
          Uwierz mi, istnieje długa lista rzeczy niemożliwych.

        • Kochana Frau!

          To o czym mówisz, rzeczywiście jest smutne i przykre. Ale na wszystkie wymienione przez Ciebie zjawiska po prostu NIE MASZ WPŁYWU. A jeśli nie masz, nie ma sensu się tym wszystkim zamartwiać. A już na pewno NIE do punktu, w którym nie widzisz żadnego sensu wokół siebie i tracisz radość życia!

          Skup się na tym, na co MASZ wpływ, co dotyczy bezpośrednio CIEBIE i Twoich Bliskich… i postaraj się proszę nie myśleć o sprawach będących poza Twoim zasięgiem. W swoim poprzednim komentarzu, miałem na myśli rzeczy, sprawy i marzenia związane z TOBĄ. Dopóki żyjesz i jesteś tu, może się zdarzyć jeszcze mnóstwo różnych, ciekawych i dobrych rzeczy! A NADZIEI NIE MOŻNA TRACIĆ NIGDY! I to wiem po z własnego doświadczenia 🙂 Uwierz mi proszę…

          Ściskam Cię mocno, najmocniej jak tylko mogę 🙂

        • Celtuniu,
          próbowałam Ci własnie unaocznić przykładami to, co sam napisałeś – że są rzeczy, na które nie mam wpływu. A od nich własnie zależy to, jak się czuję, moje nadzieje (a raczej ich brak), moje szczęście (a raczej jego brak), mój sens (którego nie ma) i radość życia (której nie ma i najpewniej już nie będzie). To, na co mam wpływ, to wybór między wyrzuceniem i niewyrzuceniem śmieci albo coś równie nieistotnego.
          „Konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym…”.

        • Kochana, ja myślę, że po prostu zbyt wysoko postawiłaś sobie poprzeczkę. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Ty jesteś obecna na Polance i w ogóle w świecie. Żyjesz. Bóg Ci daje dzień za dniem w którym możesz się rozwijać i zrobić coś dobrego, dla siebie i innych. Ja staram się zawsze skupiać na pozytywach – że mogę wstać, że jestem w miarę zdrowy, że mogę napisać kolejną notkę. Spotkać się z rodziną, przyjaciółmi. Spróbuj Frau myśleć w ten sposób. Te wszystkie podróże, które przeżyłaś i opisujesz u siebie. Robisz to naprawdę ciekawie i wciągająco. To, że mogłaś je przeżyć, jest powodem do uśmiechu i wdzięczności 🙂 Skup się Kochana Moja, na drobnych sprawach – może niekoniecznie to wyrzucanie śmieci, ale na tym, że masz przed sobą kolejny nowy dzień. I MASZ WPŁYW na to, jak ten dzień przeżyjesz. Co zjesz, gdzie pójdziesz, co zrobisz. Masz wpływ na to, czy wstaniesz z łóżka czy nie, z kim się spotkasz, co kupisz w sklepie. Czy pójdziesz do kina, na spacer, do biblioteki, gdziekolwiek…

        • Celtuniu,
          wiem, że chcesz dla mnie (i dla każdego, kto tu przychodzi) jak najlepiej i jestem Ci za to bardzo wdzięczna. Rzeczy, o których piszesz, brzmią jednak, jakbyśmy byli nastolatkami. Są wyrazem Twojej wrażliwości i radości życia. Niestety, w pewnych okolicznościach to już nie działa. Istnieją takie sprawy i takie niedostatki, które zepsują wszystko, każdą radość i zamordują nadzieję. Mimo to postaram się wziąć sobie do serca to, co napisałeś. Może choć troszkę pomoże?

        • P. S. Okropny ten WordPress. Żebym mogła opublikować komentarz, usiłował mnie zmusić do zalogowania na tamto konto. Dlatego zmieniłam adres i uległ zmianie również mój znaczek.

        • Bardzo bym chciał, żebyś chociaż spróbowała, Frau Be. Może Ci to faktycznie przynajmniej odrobinę pomoże. Mam taką nadzieję.

          Wiedząc, że Ty czujesz się lepiej, sam też będę czuł się lepiej 🙂

          I WordPress bywa czasem strasznie uparty, niestety…

          Ściskam Cię mocno!

        • Jesteś jak zdrowie, Celtuniu…
          Dziękuję Ci 🙂

        • Proszę bardzo, Frau 🙂

          I ja też Ci dziękuję – to jedna z najmilszych rzeczy, jakie usłyszałem w życiu 🙂

  10. Kurcze Piter, nie podejmuję wyzwań. Robię swoje i staram się znaleźć równowagę między pracą, a odpoczynkiem. Gadaniem, a milczeniem. Ruchem, a siedzeniem na d… Idę do przodu i stale się zmieniam. Mentalnie bliżej mi do moich uczniów, niż ich rodziców. Dobrze mi w realu, coraz lepiej, dlatego nie ma mnie tu. Taka jest moja filozofia.

    • Powiem Ci, że też masz naprawdę super podejście 🙂 Tryskasz energią i dobrze rozumiesz swoich uczniów. A z tym balansem z kolei to JA CIEBIE dobrze rozumiem.

      Oby było Ci zawsze jak najlepiej Myshko – i w realu, i w wirtualu 🙂

  11. Ja nie robię postanowień od 1 stycznia, nigdy mi takie nie wychodzą. Jak chcę coś zmienić, robię to spontanicznie, nieważne czy jest 24 styczeń, czy 28 grudzień. Jak jest prawdziwa motywacja to każda data jest dobra:)

Rozmowy pod Wielkim Dębem...

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.