Z cyklu: O Tym i owym…

an Satharn, 8ú lá de mhí Lúnasa 2015

Zauważyliście, że w tytule notki słówko „tym” napisałem tym razem z dużej litery? Będzie dziś bowiem o pewnym szczególnym dla mnie Miejscu, o którym zawsze piszę tutaj wyłącznie z dużej litery. Owe Miejsce jest tylko jednym z tematów tej notki. Po kolei…

O Tym magicznym Miejscu, posiadającym jedyny w swoim rodzaju Klimat (dosłownie i w przenośni) pisałem już tutaj kilkukrotnie. Ostatni raz w zeszłym roku. Po załączonym linku, pewnie wszystko już wiadomo 🙂

W dniach 28-30 lipca byliśmy całą czwórką znów głęboko w Ciszy, zieleni i Czasie CZORSZTYNA… Jednego z niewielu Miejsc na świecie, gdzie tak prawdziwie i zupełnie „ładuję sobie baterie”. Gdzie jako osoba mogę w pełni być sobą…

Choć akurat w tym roku, z ładowaniem było w kratkę i to nie tylko przez pogodę. Aż do ostatniego dnia nie było pewności, czy faktycznie Tam pojedziemy. Z kolei w trakcie jazdy, od panującego gorąca rozbolała mnie głowa. Do bolącej głowy już na Miejscu przyplątała się niezgodność mojego żołądka z pożywieniem, które próbowałem do niego wrzucić. Poza tym, na krótko zastrajkowała mi tak komórka, jak i mp4.

Wskutek tych małych niedogodności zapanował lekki zamęt, zaś zwyczajowa w Tym Miejscu Magia działać poczęła dopiero pod wieczór pierwszego dnia…

*

Od jakichś 2-3 lat bywa tak, że ilekroć wybieram się do Czorsztyna, zawsze towarzyszą mi konkretne utwory, a myśli moje zaprząta konkretna Postać.
Jadąc w zeszłym roku, myślałem o Kimś. W tym roku też, choć już o Kimś innym. Siedząc w grillowej altance pośród soczystej zieleni, napisałem dla Niej wiersz. Owe Miejsce jest niesamowicie inspirujące… Postać zaś już ten wiersz widziała. Mam nadzieję, że jest choć odrobinę zadowolona.

Co do muzyki, wspomniany wyżej pierwszy wieczór upłynął mi (za sprawą emitowanego wówczas na Dwójce „Skazanego na bluesa”) w towarzystwie Ryśka Riedla i DżemuCzerwony jak cegła, Whisky i Naiwne pytania.

Znany wszystkim refren tej ostatniej piosenki: „W życiu piękne są tylko chwile…”, pasował jak ulał. Pobyt w Czorsztynie jest przecież dla mnie Chwilą – jedną z najpiękniejszych i najdłuższych w życiu Chwil, która paradoksalnie mija w okamgnieniu.

Zasnąłem z muzyką Dżemu w uszach i widokiem pięknego Księżyca w pełni za oknem…

*

Drugi dzień nastał słoneczny, a ja wyzbywszy się kłopotów dnia poprzedniego, rzuciłem się w pełni w wir jazdy po domu i przyległościach.

Ponadto pomagałem w przygotowywaniu posiłków (Tam aneks kuchenny na poziomie wózka, więc wszystko łatwo dostępne) oraz pysznego grilla, na którego złożyły się kiełbaski, pieczony chlebuś i takiż sam ziemniaczek. Czytałem, słuchałem Clannadu, Beltaine, Antoniny Krzysztoń (wspominałem już o pewnej Postaci…?) czy Ariany Grande.
Rozmyślałem albo pozwalałem myślom błądzić swobodnie. Wszystkimi porami chłonąłem Tamtejszą atmosferę i Ciszę. Praktycznie nie schodziłem z fotela bujanego. I przy okazji mocno się opaliłem 😀

Całe popołudnie i wieczór drugiego dnia spędziłem na tarasie. Jednym okiem śledziłem „Czas patriotów” (którym zachwycałem się w zeszłym roku); głównie jednak pochłaniały mnie gwiazdy tuż nad moją głową oraz fascynujący taniec Księżyca z chmurami wprost przed moimi oczami. Takie rzeczy tylko w Czorsztynie…

*

Trzeci i ostatni dzień w Tamtym Miejscu minął nam znów bardzo słonecznie, wesoło…i zdecydowanie za szybko. Wcale nie ciszyłem się z powrotu do domu. Rzadko kiedy się z tego cieszę. I jak zawsze, jeszcze nie wróciłem tak całkiem. Część mnie wciąż Tam jest. Część mnie zawsze jeszcze przez jakiś czas Tam zostaje.

W tym roku, szczególnie mocno przyszło mi żałować powrotu do domu, ze względu na to, co się stało…

* * *

Zmarł mój Wujek Józek z Kamionki, mąż Cioci Marysi G. Inspiratorki pamiętnych „Tobołów” z tej notki. Od dawna ciężko chorował, było wiadomo, że nie wyzdrowieje.

Kilka godzin po Wujku…zmarła Ciocia Marysia. Rozległy zawał. Stres, rozpacz, ból, utajona choroba? A może wszystko naraz? Nie wiadomo tak do końca. Ciocia i Wujek oboje mieli po 50-parę lat. Już po pogrzebie. Szok. Niedowierzanie. Smutek.

Nie dane mi było poznać Wujka Józka jakoś tak lepiej. A Ciocię Marysię też zacząłem poznawać dopiero przed paru laty. Radosna, silna, charakterna kobieta. Nigdy nie „owijała w bawełnę”. Będzie mi brakować Jej wesołych docinków…

Ciociu, Wujku…spoczywajcie w spokoju. Czekajcie na nas. Kiedyś zobaczymy się znowu. I nie będzie już pożegnań.

* * *

Kolejne wydarzenie ostatnich paru dni dobitnie pokazuje, że tam, gdzie Śmierć, musi być również Życie.

Nowe Życie przyszło na świat 30 lipca, pod postacią małej Lenki – pierwszej córeczki mojej drugiej kuzynki Ani. Jestem Wujkiem po raz trzeci!

Lenusia śliczna i jak na razie spokojna. Zobaczymy, co będzie dalej 😀

Witaj po Tej stronie, Kochanie…

* * *

Na koniec, sprawy blogowe.

Wspomniana ostatnio blogowa niedyspozycja chyba odpuściła. W końcu odpuścić musiała, bowiem (będąc już u kresu pomyślunku i wytrzymałości), wezwałem posiłki w postaci Pawła z Męciny – rodzinnego geniusza informatycznego 🙂
Okazało się, że mam zbyt mało pamięci RAM, a Google Chrome ostatnimi czasy bardzo lubi ją „pożerać” i stąd było to, co było.

Pawłuś podłączył się zdalnie do mojego staruszka i nie tylko rozwiązał problem z blogiem i WordPressem (gdzie przez ostatnie cztery dni nawet wejść nie mogłem), ale i zajrzał w trzewia bestyi.
Pousuwał część rzeczy z takich miejsc, w które ja pojęcia nie miałem, że można tam zaglądać ( 😀 ), zainstalował mi nową przeglądarkę (Firefoxa), oczyścił oba dyski, zoptymalizował pamięć i zaktualizował równie stary jak cały komputer pakiet Office’a. Wszystkie w/w czynności zajęły mu ledwie 2 godziny!

Na moje niewprawne oko, śmiga szybciej i lżej niż wcześniej.

Parę rzeczy na kompie zrobić potrafię, ale bez rozległej wiedzy i talentu Pawła, zginąłbym jak ciotka w Czechach 😀 Tylko Jemu zawdzięczacie teraz te słowa ode mnie.

Coś Ci obiecałem słuchaj… W duchu tego irlandzko-celtyckiego bloga, pragnę Ci raz jeszcze podziękować za pomoc. W języku celtyckim, czyli po irlandzku: GO RAIHB MAITH AGAT, PAWŁUŚ! Jesteś Wielki 😉

Wasz Celt niniejszym wraca do blogowania! A blogować jest o czym. I BĘDZIE, oj będzie o czym 😀 Ale wszystko w swoim (być może niedługim już) czasie. Trzymajcie kciuki…

*

Gorąco i serdecznie witam na Polance Panią z biblioteki, czyli przybyłą od Marii Alejandry Jotkę. Jak widać, blog Jotki jest ciepły, życiowy i „rozmyślaniowy”.
Jego atmosfera jest przyjemna i stonowana – zupełnie jak w bibliotece. Jak już dawniej wspominałem, biblioteki to dla mnie magiczne miejsca. Czasami zazdroszczę ludziom, którzy tam pracują… 

Mam nadzieję, że spodoba Ci się to, co u mnie zobaczysz i zechcesz zostać tu na stałe. Zapraszam jak najczęściej 🙂

Posted on 8 sierpnia 2015, in Polanka, Życie Celta. Bookmark the permalink. 25 Komentarzy.

  1. no nareszcie jesteś… 😀
    super, że ciągle dzieje się u Ciebie coś dobrego, że masz się czym cieszyć … trzymam kciuki za kolejne dobre wydarzenia i … wiesz, za co… 🙂
    buźka Celcie …

  2. Niespodzianka wyszła Ci na 200%,nawet gdybyś nie zapraszał to i tak już się wprosiłam, bo czuję klimat i polubiłam styl Twojej narracji. Piszesz o tak wielu rzeczach tym razem, że prędzej myślę, niż mogę pisać. Jak to w życiu smutek i radość idą w parze, a tak jak w przypadku Twojego wujostwa, tak było z moimi sąsiadami z czasów panieńskim, tez zmarło jedno po drugim: nie mogli bez siebie żyć! Miejsca, o których wspomniałeś odwiedzałam, może mniej znam Czorsztyn, ale kawę z pysznym deserem z widokiem na tamę zaliczyłam.
    Czuję się powitana po przyjacielsku, bardzo dziękuję za dobre słowo i pozdrawiam serdecznie:-)

  3. Czekałam, czekałam.Zaglądałam tu codziennie.
    Kalendarz Ci chyba trochę spieszy, bo napisałeś, że byliście w Czorsztynie w dniach 28 – 30 sierpnia, a tej daty w tym roku jeszcze nie było. Myślę, że skoro bywają śpieszące zegarki, to i śpieszące kalendarze też są 🙂
    Zmoczyłeś mi oczy Ciocią i Wujkiem, ze mną trzeba ostatnio uważać, na podmokłym gruncie siedzę i woda wychodzi ze mnie wszystkimi tkankami. Oczami też.
    A owa tajemnicza Osoba bardzo mnie intryguje…

  4. szczur z loch ness

    To ludzie tworzą miejsca, a nie odwrotnie, co oznacza że stwarzasz Czorsztyn 🙂
    A linki muzyczne, no cóż. Różni są goście Wieczerzy Pańskiej o czym Bergman nakręcił film, a zatem przypomnij sobie jak to kiedyś pisałem do Ciebie z Przystanku 🙂
    Trzymaj się Piotrek 🙂 bo zemdlejesz

    • Z tymi miejscami masz sporo racji…ale akurat w tym przypadku, to Czorsztyn o wiele bardziej tworzy mnie (takiego prawdziwego, spokojnego, szczęśliwego i samodzielnego Mnie. Takiego jakim zawsze chciałem być…), niż ja Czorsztyn 🙂

      A za grajkę wielkie dzięki 🙂 Uważaj na siebie w tym ukropie…

  5. Celcie, przyjmij kondolencje. I życzenia dla Lenki, oby „wujkowanie” było dla Ciebie fantastycznym czasem, bo w życiu ważne są tylko chwile… 🙂

    • Dziękuję Ci bardzo. I za jedno i za drugie… A w Wujkowaniu mam już odrobinę doświadczenia – i potwierdzam 🙂 Takie ulotne, piękne chwile nadają życiu sens…

  6. 1. Nie będę odkrywczy, gdy powiem, że w życiu szczęście jest przeplecione z nieszczęściem. Należy tylko mieć nadzieję, żeby we własnym życiu tego pierwszego było jednak więcej. To byłby już całkiem niezły wynik.
    2. Czy komukolwiek wpadło wcześniej do głowy, że miłość wujostwa jest tak silna, że jedno nie potrafiło żyć bez drugiego? I to wcale nie na filmie, czy w książce, tylko na wyciągnięcie ręki.
    Pozdrawiam

    • 1. Święte słowa, Przyjacielu 🙂

      2. Nie potrafię Ci na to jednoznacznie odpowiedzieć. Nie dane mi było Ich poznać aż tak dobrze… Ale wyglada na to, że chyba tak. A czasu jak zawsze na wszystko za mało. Najmniej na rzeczy najważniejsze…

  7. Takie to życie jest, raz podłe, raz radosne.
    Gratulacje z powodu „wujkowania”. Dobrze, że problemy ze sprzętem za Tobą. Muzyka jest dobra na wszystko, a klimatyczne miejsca są bardziej klimatyczne gdy sami je tworzymy!
    No i cieszy coraz ludniejsza Polanka! 🙂

    • Ale trafiłeś z tą nutką! 😀 W sam raz na Polankę 😀 Po gitarze to takie trochę hiszpańskie klimaty widzę.

      Dziękuję za podziękowania. Zobaczymy, jak się moje wujkowanie rozwinie 🙂

      A ze sprzetrem to NA RAZIE spokój… Zobaczymy, na jak długo 😉

  8. Bardzo sie cieszę, że byliście w Czorsztynie, że tak dobrze ci tam było – rozumiem Cię doskonale, ja wczoraj cały dzień spędziłam w Gorcach i czuję się, jakbym wreszcie zobaczyła „swoje” miejsce, swój dom…
    Przykro mi z powodu śmierci bliskich osób, ale tak sobie pomyślałam od razu o mnie i Krzyśku – gdyby jedno miało odejść, to bardzo bym chciała, żeby zaraz potem odeszlo drugie, żeby nie musiało tęsknić… Także paradoksalnie jest w tym coś bardzo dobrego.
    Pozdrawiam Cię ciepło :)) i dzięki za maila, a co do komentarzy, to sprawdź teraz, coś tam starałam się odblokować 🙂

    • Na świecie mam tylko parę takich miejsc jak Czorsztyn – i tylko w nich naprawdę czuję się „na miejscu”, jeśli wiesz co mam na myśli…

      A w tym co mówisz o sobie i Krzyśku, faktycznie, paradokalnie jest coś bardzo…Kubusiopuchatkowego.

      Piosenka śliczna…i pod względem zdjęć i muzyki 🙂

      Sprawdzałem komentarze u Ciebie. Faktycznie powinno już być dobrze. Jakby coś, napiszę Ci maila znowu…

  9. Niech Czorsztyn zostanie jak najdłużej z Tobą. Niech i moc będzie przy Tobie. Są magiczne miejsca, niezapomniane zachody słońca, jest świat marzeń, są wzloty i upadki, czyli życie. Bez tych chwil szczęścia ni dałoby się dalej normalnie funkcjonować. Pozdrawiam, Celcie Ciebie i małą Lenę.

    • Dziękuję, bardzo dziękuję droga Ultro 🙂 W imieniu swoim oraz Małej…

      Czorsztyn zawsze zostaje ze mną jeszcze długo po powrocie do miasta. Jedyne co mnie smuci to fakt, że na powrót Tam muszę czekać zawsze rok albo i dłużej… Ale zawsze jest warto 🙂

  10. Pozostaje mieć nadzieję, że energia zostanie z Tobą do następnej wizyty. 🙂

Dodaj odpowiedź do Celt Petrus Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.