Małe Katharsis…

Kolejny dzień się skończył i znowu jest ciemno. Teraz słońce zachodzi wcześniej. Leżę sobie w łóżku, światła w domu pogaszone. Zawsze w takich razach od dawna  słychać było tylko Ciszę. Tę Ciszę, którą tak dobrze znam. Od jakiegoś czasu jednakże, zamiast Ciszy słyszę coś innego…


– Dobra, dobra! Daruj sobie ten przydługi wstęp! – słyszę karcący męski głos. Rozbrzmiewa we mnie, w moim umyśle, i jednocześnie gdzieś obok mnie. Dziwne wrażenie, nie powiem.

– Ja Ci mówię: Ty kiedyś w końcu przedobrzysz i stracisz tę garstkę czytelników, którą jakimś cudem udało Ci się przez te 3 lata na Blogu zdobyć… „Wstęp do wstępu”, pamiętasz? Już nawet Pani Dyrektor zwróciła Ci na to uwagę. – słychać westchnienie rezygnacji, kilka kroków ode mnie.

– Znowu Ty? – pytam, tak tylko pro forma. Przytyk puszczam mimo uszu. Oczywiście, że pamiętam! Czasami pisząc, rozpisuję się aż za bardzo.

– Wiem Pietrek, że wolałbyś jakąś piękną dziewczynę, no ale… – gdybym w tej chwili zapalił światło, zobaczyłbym pewnie, jak Gość wzrusza ramionami wypowiadając to zdanie. Postanowiłem jeszcze z tym poczekać.

– O co Ci znowu chodzi? – kolejne pytanie. Ton mojego głosu jest zupełnie spokojny. – To już któryś raz z kolei.

– O CIEBIE mi chodzi, bałwanie jeden! – syknęła Postać. – Zawsze mi chodziło tylko o Ciebie. O Twoją psychikę. Ktoś musi o nią zadbać, skoro Ty sam nie chcesz…

Znowu jak co noc prawie ostatnimi czasy, zaczęła się nasza dyskusja.

– Zapal światło – powiedział On. Polecenie spełniłem, choć i bez lampy doskonale wiedziałem, któż to zaszczycił me skromne progi. Pomarańczowy blask, jaki nagle wypełnił pokój, ukazał moim oczom szczupłego mężczyznę. Ostrzyżonego i ogolonego. Siedział na moim krześle, przy moim biurku. Na sobie miał elegancki czarny garnitur, czarne buty, niebieską koszulę i krawat. Znam go tak dobrze, jak własne marzenia i pragnienia. On zna mnie również…

– Jesteśmy jak bliźniacy. – Skubany! Znowu dokończył moją myśl. – Jeden bez drugiego żyć nie może. Bynajmniej nie z miłości. Nie potrafimy się dogadać. Skorzystalibyśmy obaj na tym, gdybyś mnie zaczął wreszcie słuchać. Uniknąłbyś wielu przykrych sytuacji w przeszłości. I na przyszłość także. – Ma rację. Ja nic nie mówię. Prawda niekiedy boli.

Patrzę na niego. Kolejny raz czuję się, jakbym patrzył w lustro. Mój Gość to ja. Tylko taki silniejszy, pewniejszy siebie ja. Obaj tak żyjemy już „-naście” lat razem. Ja: Romantyk, On: Krytyczny. W jednym ciele. Ciągle ze sobą walczymy.

– Trzeba było aż tego, co się niedawno stało, żebyś wreszcie dopuścił mnie do głosu. – Zaczął po chwili ciszy Krytyczny, nachylając się bardziej w moją stronę.– Meagan wbiła Ci nóż w plecy. Powiedziała, że Cię uwielbia, ale nie kocha. Nie kocha i nie może już żyć tak dłużej. Nie wierzy, że się jeszcze zobaczycie. Powiedziała, że kogoś ma. Zabolało, oj zabolało. Wyparła się wszystkiego, co Ci mówiła kiedyś. Koleżanka ze szkoły też Cię nie chcę, bo już kogoś ma. 

– Weź mnie nie dobijaj, co? – Nie wytrzymałem. W oczach pojawiły się łzy, to wciąż zbyt świeże.

– Jeżeli dobijanie to jedyny sposób, żeby Ci pomóc, żeby cokolwiek do Ciebie dotarło, to nie. Nie przestanę. Tłumisz mój głos odkąd sięgam pamięcią. Jesteś uparty jak osioł. Naiwny i ZBYT ROMANTYCZNY. – Te ostatnie słowa wycedził powoli. – Pakujesz się wciąż w takie same sytuacje, a potem przeżywasz wszystko jak stonka wykopki. Słyszysz mnie zawsze, nie słuchasz nigdy. Myślisz, że samo się to ułoży, że to nie była Ta najwidoczniej. – W tym miejscu moje Drugie Ja zaklęło szpetnie. – Nic się nie ułoży! Nic się nie ułoży samo. Nawet z pomocą Najwyższego. Nie możesz tak po prostu błagać Go o jakiś znak w tej sprawie…a potem tylko siedzieć i czekać. Twoje życie zależy od Ciebie. To Ty nim rządzisz, Ty nim kierujesz. Ty podejmujesz decyzje. Dziewczyny wiecznie dają Ci kopa w siedzenie, bo Ty im na to pozwalasz… – Lodowate spojrzenie Krytycznego przeszywało mnie na wskroś. – Żadna z Twoich koleżanek nie da Ci tego, czego pragniesz, czego oczekujesz. Dlaczego? 

– Bo romantyzm jest przeżytkiem. Bo jestem zbyt ufny i można we mnie czytać jak w otwartej księdze. Bo jestem zbyt wrażliwy… – wyrecytowałem jak mantrę, na co On kiwnął głową z uznaniem. Patrzył na mnie przez chwilę wyczekująco.

– Coś jeszcze?

– Bo dziewczyny się boją…

– Otóż to! – Krytyczny klasnął w dłonie. – TWOJE PRZYJACIÓŁKI SIĘ BOJĄ. Przeraża ich Twoja niepełnosprawność. Znają Ciebie, Twój charakter, zainteresowania. Ale nie żyją z Tobą na co dzień. Nie widzą, jak świetnie sobie ze wszystkim radzisz. Jak jesz sam, ubierasz się sam. Sam pilnujesz domu kiedy trzeba. Jedyne, z czym tak naprawdę potrzebujesz pomocy, to ubikacja. Sam do niej przecież nie pójdziesz…

– Właśnie. Ja wiem, że związek z taką osobą jak ja jest ciężki. Ale nie aż tak ciężki, jak się niektórym wydaje. Jestem facetem takim samym jak inni. Ze mną można stworzyć normalny, szczęśliwy związek. Chciałbym, żeby dziewczyny zrozumiały to i przestały zwracać uwagę na wózek.

– Obawiam się, że Twoja niepełnosprawność jest dla nich przeszkodą nie do przeskoczenia. Przynajmniej na razie. Może za 10-20 lat… Teraz dziewczyny szukają czegoś innego. Czegoś, czego przy całej swojej wrażliwości, Ty nie mógłbyś im dać. Powiedzenie: „młodość musi się wyszumieć” nie krąży bez powodu.

– Dlaczego w takim razie żadna mi o tym nie powie wprost?

– Po co pytasz, jeśli znasz już odpowiedź? 

Kiwnąłem powoli głową. Wszystko to układało się w coraz bardziej logiczną całość.

– Boją się mnie zranić.

– Tak. Boją się, co sobie pomyślisz. Dlatego wszystko zwalają na innych facetów, lub na Twój romantyzm (z którym rzeczywiście ciutkę czasami przesadzasz).

– Sto razy bardziej wolałbym usłyszeć prosto w twarz: „Wiesz, jesteś niepełnosprawny. Boję się, że to mogłaby być dla mnie zbyt ciężka próba”, niż mieć to samo, co zawsze. Ochy i achy na początku, a potem: „wybacz, znalazłam kogoś. Zostańmy przyjaciółmi”.

– Wiem o tym, stary. Dobrze o tym wiem. – przytaknął Krytyczny. – I dziewczyny też to w końcu zrozumieją. Wtedy przekonają się, co traciły przez cały ten czas. Będą walić do Ciebie drzwiami i oknami. Jak do Pitta czy Banderasa – zaśmiał się. Ja również się uśmiechnąłem. To zaiste pocieszająca myśl. Nastąpiło parę minut ciszy.

– Ale chyba nie wszystkie są takie? Jak Meagan na przykład? – szepnąłem, trochę gubiąc się już w tym wszystkim. Ostre spojrzenie mego towarzysza złagodniało nieco.

– Piotrek… Oczywiście, że nie są. Spójrz wokół siebie. Masz tyle naprawdę wspaniałych i mądrych przyjaciółek: Basię, Twoje Siostrzyczki, Kronikę, Myshkę, Vivian, Kamilę. O wiele lepiej byś wyszedł, gdybyś stosował się do ich rad. One naprawdę chcą dla Ciebie dobrze, nawet jeśli niekiedy mówią słowa, których wolałbyś nie słyszeć. Słuchaj ich jednak. Słuchaj uważnie, Romantyku. Tak jak mnie… – kolejna chwila ciszy. I znów jego głos. Tym razem spokojny, lecz stanowczy: – Ja wiem, że ludzie z naszym nazwiskiem podążają często własną drogą. Rzadko stosują się do panujących mód i zwyczajów. Są uparci i większość rzeczy robią po swojemu. Przez to zazwyczaj cierpią. Po jakimś czasie podnoszą się i dalej idą pod prąd…

– Tak jak ja… – wtrąciłem.

– Tak. Może to być przekleństwem albo błogosławieństwem. Zależy jak na to spojrzeć – westchnęło moje alter-ego, przymykając oczy. Po jakimś czasie podjął wątek: – Musisz wreszcie zrozumieć, że taka miłość, jakiej szukasz, nie istnieje w dzisiejszych czasach. Nie istnieje. A ci, którym się ona przytrafia, nie mają o tym bladego pojęcia… Miłość nie jest dla Ciebie. Szukasz jej zbyt mocno, zbyt rozpaczliwie. Musisz trochę spasować. Nie możesz odsłaniać się przed dziewczyną tak zupełnie do końca. Nie można podawać wszystkiego na tacy, we wszystko wierzyć. Wiecznie szukać dobra w ludziach. Jeśli ktoś zna wszystkie Twoje marzenia i potrzeby, łatwo może to wykorzystać przeciw Tobie. A Ty znowu zostaniesz z niczym. Znowu będziesz się czuł jak towar przechodni. Jak zabawka, która nagle się znudziła. Jak pocieszyciel, który zawsze wysłucha, a nie jak ktoś ważniejszy. Nigdy nie będziesz się czuł na równych prawach z tą drugą stroną.

– Nie będę kimś, z kogo uczuciami i zdaniem trzeba się liczyć… – dokończyłem Jego myśl. Z trudnością łapałem teraz oddech. Minęła długa chwila, nim znowu popatrzyłem na niego.
– Nie muszę Ci mówić, dlaczego tak tego szukam. Dlaczego tak pragnę. – między nami nie potrzeba wielu słów.

–  Jesteś zupełnie normalnym, fajnym facetem. Nie dziw, że masz marzenia jak każdy inny facet. Chcesz kochać i być kochanym. Chcesz założyć dziewczynie obrączkę, poprowadzić ją do ołtarza. Szukasz kandydatki w taki, a nie inny sposób, bo boisz się samotności. Boisz się jej bardziej, niż ktokolwiek inny. Boisz się zostać kiedyś sam. A w sercu masz tyle uczucia, które oddałbyś w dobre ręce. Zabierasz się jednak za całą sprawę, bądźmy szczerzy, od d… strony. – tutaj w oczach Gościa pojawił się dziwny błysk. – Jesteś nadwrażliwcem. Masz za miękkie serce. I niezbyt twardy tyłek, żeby to zrównoważyć. Jak typowy Skorpion jesteś pamiętliwy, ale za szybko wybaczasz. Lajf ys brutal, Piotrek. Coś o tym wiesz, prawda? I właśnie przez tę brutalność „twardym trzeba być, nie miętkim”. To już nie te czasy, kiedy pisało się długie poematy i serenady pod balkonami pięknych dziewic śpiewało… – tutaj urwał nagle, jakby zamyślony, po czym przesiadł się do mnie na łóżko.

– Zdajesz sobie sprawę, dlaczego przez te kilka ostatnich nocy ukazuję Ci się zawsze tak samo? 

– Bo wyglądasz i czujesz się tak, jak ja podczas mojej Studniówki. – mruknąłem tęsknie, uśmiechając się do wspomnień. – Chciałbym znowu taki być. To była piękna noc… Tańczyłem na parkiecie, bawiłem się, śmiałem. Dziewczyny patrzyły na mnie tak, jak zazwyczaj patrzą na innych facetów. Wzrokiem pełnym zachwytu, podziwu. Miały w oczach iskierki. A ja? Ja miałem w sobie tyle radości i energii. Zapomniałem nawet o wózku… – Skończyłem.

Krytyczny spojrzał na mnie przenikliwie i powoli nachylił się w moją stronę. W końcu zetknęliśmy się czołami, patrząc sobie głęboko w oczy:

– Klucz do wszystkiego jest bliżej niż myślisz. Zawsze miałeś go tuż przed nosem. Jest tam wciąż, ale Ty odwracasz wzrok. Wolisz się pogrążać w swoim staromodnym romantyzmie, który nie ma racji bytu, niż po prostu wyciągnąć rękę. Bo jeśli wyciągniesz rękę, ja będę czekał. Pomogę Ci tak jak dzisiaj. Musisz w siebie uwierzyć. Naprawdę jesteś wiele wart. Nie daj się wykorzystywać. Nie pozwól robić ze swojego serca wycieraczki do butów. Znasz swoją wartość przecież. Zamknij swe serce w pancerzu. Chroń swoje uczucia, bo są cenne. Zachowaj marzenia i romantyczność dla kogoś, kto NAPRAWDĘ na nie zasługuje. Rozdajesz swoje uczucia zbyt swobodnie, a dziewczyny nie potrafią tego należycie docenić. Tutaj jest pies pogrzebany. Przelej swoją tęsknotę za drugą połówką na Siostry. Lepiej jest mieć Siostry niż przyjaciółki. One Cię nie skrzywdzą. Są bardziej do Ciebie „dostrojone”. Uwierz w siebie, powściągnij swój romantyzm. Nie pozwól mu zagłuszać mojego głosu. Zapuść jakąś megapozytywną muzę i miej się na baczności. Pamiętasz słowa Myshki? – tutaj ze łzami w oczach kiwnąłem głową. Mając pewność, że głos mi jednak nie zadrży, szepnąłem:

– „Power jest w Tobie, nie w rękach Meg…”.

  POWER JEST W TOBIE! – powtórzył twardo On. – Ta energia, którą czułeś na Balu. Wtedy rzeczywiście byłeś mną. W najczystszej postaci. Zawsze możesz mną być. Power jest tylko i wyłącznie w Tobie. Nie w rękach dziewczyny. To Ty rządzisz sobą, nie kto inny. Nie pozwól sobą rządzić dziewczynie, która nie odwzajemnia w 100 procentach tego, co jej dajesz. A jeszcze się taka nie pojawiła, wierz mi. Anna Jantar śpiewała: „Zawsze gdzieś czeka ktoś. Tak już jest, tak musi być”. ZAWSZE CZEKA. Nawet na Ciebie. Tylko oboje nie jesteście jeszcze gotowi na spotkanie: ani Ty, ani Ona. Kiedy jednak wreszcie wpadniecie na siebie, od razu będzie wiadomo, że to TA OSOBA, TO MIEJSCE I TEN CZAS. – Pstryknął palcami z lekkim uśmiechem. Potem spoważniał znowu: – To takie proste Piotrek. Żadna filozofia. Nijak nie można się na ten moment przygotować, nie możesz czekać na niego dzień za dniem. W każdej dziewczynie upatrywać właśnie Tej. Nie rozdawaj uczuć zbyt swobodnie. Słuchaj bardziej mego głosu, niż własnego serca. Obaj wiemy, że serce (zwłaszcza Twoje) jest typem złośliwego psotnika.

– Wiem… – wreszcie przyszło załamanie. Poryczałem się. – Wiem o tym. Miłość jeszcze nigdy nic dobrego mi nie przyniosła. – zacisnąłem dłoń w pięść i walnąłem w koc. Byłem wściekły.

– Nie bądź nazbyt ufny. Całkowitą wiarę miej wyłącznie w siebie i w swoje możliwości. – Przystojniak patrzył na mnie teraz uważnie. – Dotarło, Mocium Panie? – Wytarł mi łzy rękawem marynarki. – No już. Nie rycz. Jeszcze możesz wszystko zmienić. I ta zmiana wyjdzie Ci na dobre. Szanuj się prawdziwie, bo w przeciwnym razie nie zaznasz prawdziwego szacunku od innych. Mam nadzieję, że zapamiętasz sobie naszą rozmowę. Że wreszcie wyciągniesz jakieś wnioski i weźmiesz się za siebie. Dobrze wiem, że czasami nie możesz na siebie patrzeć… 

Krytyczny usiadł znowu na moim krześle, przy moim biurku.

– Na wypadek, gdybyś się jednak zapomniał Romantyku, ta rozmowa tutaj zostanie. Ty spojrzysz kiedyś na nią i wtedy będzie Ci łyso… – uśmiechnął się krzywo. – Możesz zgasić światło. Idź już spać. Do zobaczenia…

Moje Drugie Ja zniknęło. Przez kilka minut zastanawiałem się, czy to wszystko nie było snem. Ale nie: jego słowa odbijały się echem w moim sercu i umyśle…

Posted on 18 listopada 2010, in Oghaim, Smaointe, Życie Celta. Bookmark the permalink. 2 Komentarze.

  1. Stanowczo uważam, że najlepszymi psychoanalitykami jesteśmy dla siebie właśnie my sami. Nikt nie wie tyle o nas, o naszych myślach, marzeniach, pragnieniach, możliwościach – co my sami.

    Dobrze, że o tym wiesz i stosujesz. A przy okazji – fajnie napisane.

    Kiedyś też o tym pisałam. http://xbw2007.blogspot.com/2007/05/hamulec-czyli-uwolnic-lekkosc-bytu.html

    • Ja dowiedziałem się o tym dosyć późno… I STARAM SIĘ stosować. Nie zawsze wychodzi, ale się staram 🙂

      Żałuję tylko, że nie dostrzegłem i zastosowałem tego wcześniej…

Dodaj odpowiedź do xbw Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.